Wpadam do kumpla do domu. W jego pokoju na ścianie wielkoformatowe plakaty z motywem moto, na półce i biurku plastikowe modele motocykli, gdzieś na górze znad szafy dumnie „spogląda” kask, który czeka na „swój czas".
Przez uchylone drzwi szafy z ciuchami widać kilka elementów najkonieczniejszego osprzętu motocyklisty: kurtki na moto, spodnie. Powiedzmy „klasyka”. Mój wzrok jednak pada na mały przeszklony stolik, który stoi na środku pokoju – choć na jego powierzchni popielniczka i jakieś szklanki po ostatnim posiedzeniu, to przez przeszklony blat widać gazety. Wiadomo – prasa "typowo męska”. Między innymi motocyklowa – a więc nowości, testy, opinie, oferty i cenniki.
Siadam na kanapie i przeglądam. W zasadzie wertuję w tempie uniemożliwiającym przeczytanie czegokolwiek dokładnie. Generalnie obrazek za obrazkiem, czasem czytam co krótsze tytuły, ewentualnie ciekawsze opisy. Biorę następną gazetę do ręki i znów wertowanie...

Wreszcie sięgam po kompletny katalog nowości na rynku moto. Ceny. Tu tempo trochę mi się obniża. Wrzucam „trójeczkę”, a przy co ciekawszych modelach redukuję do „dwójki”. Przez głowę przechodzą tysiące myśli: co bym musiał zrobić, żeby coś takiego mieć w garażu? Rok, dwa, a może trzy trzeba by poświęcić, żeby wreszcie wskoczyć na upragniony pułap i móc sprawić sobie takową „zabawkę”... A może kredyt? Za chwilę jednak przychodzi otrzeźwienie – a co będzie jak ukradną? A jak coś to trafi i zostanę na lodzie?
Patrzę na swoje moto – niby nie takie stare i w zupełności spełnia wszystkie moje potrzeby i wymagania. I choć pierwsze radości i zachwyty mam już dawno za sobą, to jednak w zasadzie działa nadal bez zarzutu i w związku z tym uczucie jakim pałam do mojej maszyny w zasadzie nie słabnie. Powiem więcej – ustatkowało się i jest na zadowalającym poziomie. Można powiedzieć, że jest OK. Ale wszystko do czasu, aż przyjdzie mi oglądać katalog z nowościami ze świata moto, albo gdzieś na trasie śmignie jakiś sprzęt, co w oczy zakole. Wtedy pojawiają się wątpliwości - a może by mieć coś lepszego?